poniedziałek, 1 września 2014

Wiosna

Dziś niby jest pierwszy dzień wiosny, chociaż patrząc na to co się dzieje za oknem, to raczej polska (i to nie złota) jesień...
Prognozy nie są zbyt optymistyczne, przez kilka najbliższych dni raczej będę "uziemiona", bez możliwości wyjścia gdziekolwiek. Mam nadzieję, że do piątku sytuacja się zmieni, inaczej pokrzyżuje to nam weekendowe plany :P
Ale nie ma tego złego, mogę pouczyć się słówek, oglądać Harrego Pottera albo czytać książkę :d
Ostatnio kupiłam Confessions of a Qantas Flight Attendant: True Tales and Gossip from the Galley. 

Bardzo lubię czytać tego typu książki, mam ich w sumie dość pokaźną ilość, ale nigdy takiej literatury nigdy dość! Szczególnie, jeśli w grę wchodzi zawód personelu pokładowego i wszystko dzieje się na pokładzie samolotu na wysokości 35 000 stóp. Po prostu świetnie : D "Air Babylon" to obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chciałby pracować jako cabin crew. Ale o tym kiedy indziej, bo to dłuższa rozkmina :d
Kiedyś zbiorę je wszystkie do kupy i coś o nich napiszę. 
Wracając do tematu - książkę napisał Australijczyk, gej, który otwarcie mówi o swojej orientacji seksualnej i jednocześnie Aborygen mocno identyfikujący się ze swoją przeszłością. Pracował w Qantas bodajże przez 14 lat. Czyta się bardzo przyjemnie, ale nie będę nic mówić, dopóki nie skończę. Zapowiada się bardzo ciekawie. Mam nadzieję, że pewnego dnia to ja będę mogła podzielić się z kimś opowieściami o pracy cabin crew... :)
 Poza tym weekend był słoneczny, musi być jakaś równowaga :P W piątek poszłam pośmigać na mojej różowej desce, kupionej za całe 14$ (-50%!) w BigW. Stwierdziłam, że bez sensu kupować Penny, bo po 1 jest droższa a po 2 i w sumie najważniejsze - jest zbyt mała i zdecydowanie wolę tę dłuższą wersję. Mimo, że za taką cenę raczej nie można nic fajnego kupić, to nie narzekam i deska spisuje się całkiem dobrze :)


Poza tym dobrze się ją nosi, bo ktoś mądry wykminił "rączki" do przenoszenia deski. Śmigam na niej do sklepu (tu jest tyle pysznych czekoladowych rzeczy, że przyjadę ważąc chyba z tonę ;_________; ), albo na pocztę wysłać kartki, albo po prostu pojeździć na "osiedlu".
Udało mi się również upolować pierwszą kakadu w tym roku!! Tzn. pierwszą, która zechciała usiąść w jednym miejscu na dłużej, niż 3 sekundy.. :P
Było ciężko, bo za każdym razem uciekały mi te skubańce, ale w końcu usiadła na gałęzi na kilka minut (szok!). Mam nadzieję, że gallah też będą dla mnie tak miłe pewnego dnia... :P


W sobotę pojechaliśmy "na samoloty", znaleźliśmy jeszcze fajniejszą miejscówkę, przy samym lotnisku. Chciałam zdążyć na 10.30 na lądowanie Boeinga 777 Air New Zealand, ale miałam problem, żeby zwlec dupsko z łóżka no iiiiii w efekcie widziałam go lądującego z okna samochodu... Zawsze coś :)
Trafiliśmy do aircraft viewing area, gdzie doskonale było widać startujące samoloty (choć stwierdziłam, że jednak wolę robić zdjęcia tym lądującym... dobra, koniec marudzenia :d ) pogoda świetna, słonecznie, choć było dość wietrznie.

 Tym bardziej się cieszyłam, bo były to same maszyny szerokokadłubowe, a nie jakieś małe pierdy :P Były Airbusy A330, Boeingi 767, 787, 777-200 i 300 linii takich jak Garuda, Qantas, Virgin Australia, Thai (<3), China Southern, Malaysian Airlines, Air New Zealand i Cathay. Na przelotówce złapałam również Boeinga 747 Qantas! Poza tym maluszki A320 i Boeingi 737 Qantas, Virgin Australia, Jetstar i Tigerair. Zaplątał się jeszcze turbośmigłowy Saab 340 linii REX.

Miałam nadzieję, że pierwszy raz w życiu zobaczę start 4-silnikowego Airbusa A380 z tak bliskiej odległości, ale niestety się nie udało, mimo, że 2 kolosy Qantas i Singapore Airlines stały na płycie.Zrobiłam chyba z 1000 zdjęć, jest tego tak dużo, że nawet nie chce mi się ich przeglądać i kasować te słabe, nie mówiąc już o tym, że wczoraj pojechaliśmy na wycieczkę i zrobiłam ich drugie tyle...

No nic, trzeba się wziąć do roboty i je ogarnąć :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz