A380-800, Singapore Airlines złapany w Dobieszynie, woj. mazowieckie |
Wtedy nie rozumiałam też, czemu musimy 2 razy przechodzić przez kontrolę i okazywać dokumenty. Później wszystko stało się jasne - Irlandia jest w strefie NS, czyli Non-Schengen = kontrola paszportowa i gate od 9 do 24...
Po 2 przed oczami miałam Oszukać Przeznaczenie, rozszczelnienie kabiny i opadające maski tlenowe...
Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło.Lot do Dublina przebiegł raczej spokojnie, nie licząc niewielkich turbulencji nad morzem, które nie są groźne, acz niezbyt przyjemne dla pasażerów. Leciała ze mną babcia, dla której był to również pierwszy lot samolotem.
Czas do domu... Lotnisko w Dublinie |
Start było oczywiście najbardziej ekscytujący, V1, rotate i już jesteśmy w górze! Podczas tego lotu zrobiłam chyba ze 300 zdjęć przedstawiających albo silnik, silnik i chmury, silnik i/lub ląd wraz z morzem itp... Z japą przyklejoną do okna, zachwycając się wszystkim dookoła, spędziłam większość lotu gapiąc się przez szybę. Pamiętam, jak próbowałam zrozumieć informacje przekazywane przez pilota, który informował nas o naszym położeniu, pogodzie i temperaturze w Dublinie. Oczywiście słyszałam tylko jakieś niezrozumiałe mamrotanie, jednak miało to swój urok i bardzo mi się spodobało.
Gdzieś pomiędzy Monachium, a Warszawą, rok 2013. |
2 godziny później byliśmy już w Dublinie i pamiętam moje zaskoczenie, że jak to, już, tak szybko?! Dolecieliśmy??Ba, jesteśmy w innym państwie! Do tej pory dotarcie np. na Słowację samochodem, zajmowało nam 6 albo i więcej godzin. Czy to Zakopane, czy Gdańsk, Kołobrzeg... czas podróży wynosił X godzin więcej. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie, patrząc na irlandzką ziemię i nie mogąc wyjść z podziwu, że tak szybko dotarliśmy na miejsce. Lądowanie już mniej mi się podobało, jednak w chwili, gdy koła dotknęły pasa i zaczęliśmy zwalniać, dotarło do mnie, że już jesteśmy! Pamiętam, że trochę przestraszyłam się, gdy przelatywaliśmy przez gęste chmury i widoczność wynosiła 0.
Lot odbył się samolotem Airbus A320-200, irlandzkiej linii Aer Lingus. Pamiętam uśmiechnięte stewardessy w zielonych uniformach, które z wózkiem pełnym produktów duty free, przeciskały się przez wąskie przejście oferując pasażerom perfumy, zegarki i inne cuda.
Wtedy jeszcze aircraft fever mną nie zawładnęło. Zaczęło się rok później, a na dobre w roku 2012.
W drodze do Dublina |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz